Dwa wygłodniałe wilki postanowiły coś upolować w zasypanej
śniegiem puszczy. Złapały trop łosia. Pogoń trwała kilka godzin, aż
 zagnały rogacza w pułapkę bez wyjścia.
 - Dobra - powiedział ludzkim głosem (jak to w Wigilię) zadyszany łoś. -
 Wygraliście. Zabijcie mnie ale mam ostatnią prośbę. Wczoraj moja stara
 zrobiła mi na tyłku tatuaż, powiedziała, że to niespodzianka i że odczyta
 mi to dopiero po kolacji wigilijnej. Jeśli mam przedtem umrzeć, to
 powiedzcie mi, co tam jest napisane - i rogacz odwrócił się do nich tyłem,
 wypinając zad. Wilki schowały kły i podeszły zaciekawione do dupy łosia. W
 tym momencie rogacz wyprostował się i z ogromną siłą walnął tylnymi
 kopytami (racicami?) w dwa kosmate wilcze łby. Obaj prześladowcy wylecieli
 w powietrze jak wystrzeleni z katapulty. Po paru minutach jeden z nich
 poruszył się lekko, otworzył oko i patrząc na martwego kolegę wymamrotał :
 - On to zawsze był głupi, ale po chuj ja podchodziłem ? Przecież ja kurwa
 czytać nie umiem.