Obudził go jak co dzień, blady świt Porannej zmiany przyszła kolej Następny szary dzień Zmęczone oczy, zniszczone dłonie Na twarzy piętno przeżytych lat W uśpionym mieście z ciemnymi ulicami Podążał jak człowieka cień Choć niewiele w swym życiu dotąd miał Nigdy nie mówił, że naprawdę jest mu źle